Co jak co, ale sprzęt elektroniczny jest bez wątpienia na fali wznoszącej. Ilość tych wszelakich urządzeń codziennego użytku, wspomagających nasze funkcjonowanie, począwszy rzecz jasna od coraz potężniejszych pod względem czystej mocy obliczeniowej telefonów (nazywanych przecież już głównie smartfonami!), tabletów, smartwatchy, czytników e-booków i elektronicznych opasek określających stan organizmu użytkownika, w tym mierzących na bieżąco postęp treningu jest tak dużo, że niejednego może wręcz rozboleć głowa. Warto zatem od czasu do czasu spojrzeć na to zagadnienie z pewnej perspektywy i zastanowić się, czy aby, zgodnie z postawionym w tytule niniejszego artykułu pytaniem, nie cierpimy na nadmiar otaczającej nas elektroniki?
Jedno zdaje się być bez wątpienia jasne – gdyby te sprzęty nie były nam realnie potrzebne, nie korzystalibyśmy z nich. Owszem, olbrzymia, zakrojona na masową skalę i wsparta miliardowymi budżetami w tym możliwościami korzystania z naszych logów dostępowych czy całej tej skumulowanej w formie big data wiedzy, maszyna marketingowa robi bez wątpienia swoje, jednak sama w sobie nie byłaby w stanie przekonać tak olbrzymiej rzeszy ludzi by coraz częściej otaczali się sprzętem elektronicznym o rosnącej złożoności. Zatem, jeżeli te sprzęty nam rzeczywiście pomagają, ot chociażby stanowią wsparcie w codziennej pracy czy w niezawodny sposób dostarczają konkretnych, potrzebnych na dany moment informacji (weźmy chodźmy rozbudowane nawigacje satelitarne czy systemy oparte o GPS…) to należy uznać, że jakkolwiek używany sprzętu elektronicznego coraz częściej, to bezpośrednio nie można mówić o nadmiarze elektroniki.
Ujmując jednak ten bez wątpienia arcyciekawy temat od drugiej strony, wypadałoby stwierdzić, że kiełkujące w niejednym z nas poczucie, że jednak wspomnianej elektroniki jest zbyt dużo wynika z faktu, iż jest ona… nietrwała! Tak – i nie są to jakieś odosobnione, jednostkowe głosy. Przypomnijmy sobie zresztą, jak często byliśmy skonfrontowani z problemem w ramach którego kupiona kiedyś rzecz z zakresu szeroko pojętej elektroniki zaledwie po kilku dniach licząc od upływu terminu przysługującej nam (przeważnie dwuletniej) rękojmi lub gwarancji zwyczajnie zawodziła i nadawała się już, z uwagi na kosztowność części zamiennych oraz generalnie całego serwisu pogwarancyjnego, jedynie do wyrzucenia. A tam – na śmietniku i na złomowiskach kumulują się w niespotkanym dotąd tempie kolejne, wyrzucane sprzęty elektroniczne, które zastępujemy czym prędzej ich nowymi modelami. Tak więc… może i nadmiar występuje, a jest on spowodowany tym, że producenci nie stawiają, co tu dużo kryć, niezawodności i jakości na bezwzględnie pierwszym miejscu? Odpowiedzmy sobie na to dość retoryczne pytanie sami..